JUBILEUSZOWA DROGA

Czując na sobie Twój wzrok Panie,
rozpalił się ogień we wnętrzu mym.
Na złotej tacy podałeś dziś śniadanie,
nucąc żwawo mego życia hymn.

Otuliłeś mnie srebrnym szalem,
kazałeś schować garsonki czerń.
Twój tajemniczy uśmiech za woalem,
Nadawał mojej drodze sens…

Dzisiaj wysoko unoszę swoją głowę,
z radością witam każdy dzień.
Roztańczonej duszy słyszę mowę…
Widząc to wszystko – chyba śnię!

W ojcowskiej dłoni ukryłeś moją dłoń.
Przechodzisz spacerkiem przez mój świat.
Zanim rozsypiesz mat na mojej skroni,
upłynie kolejne 80 lat!!!

Wiersz napisany nocą, luty 2001, godz. 1.20, Warszawa
autor: Łukasz R. Kurosiński


CIĄGLE POWRACAJĄCY…

Moja myśl powraca do niego,
niesiona cieniem znużonego wędrowca.
Obraz klifu w bryłach rozbitego,
próbującego odkryć tajemnicę grobowca…

Wiele lat słuchałem tych opowieści,
ileż fal zgasło w jego cieniu?
W szarych komórkach już się nie mieści,
ile stóp zastygło na tym kamieniu.

Wołałem swoim ciałem do promieni słońca,
skrawki ręcznika wychodzą spod niego.
Ten film przewija się bez końca,
mimo rozbicia cienia klifowego.

Powalone drzewa straszą kikutami,
bielą się korzenie patrzące ze dziwieniem.
Krzyczą swym wyglądem tuż nad falami,
rozglądając się za konarów cieniem…

Przysiadłem na kamieniu łaskawym,
który siedziska mi użyczył.
Zadumie hipnotycznej – falom urzeczonym,
dziwny głos zza światów do mnie krzyczał…

W dali woda łączy się z niebem,
tam są drzwi umykającego słońca.
Przy ognisku tubylcy żegnają je śpiewem,
ten cudny głos woda niesie bez końca…

Letnia bryza głaszcze lico moje,
peleryna kolorowego lasu mnie otula.
Podmyty klif drzewami w pokłonie,
kładzie się cieniem jak wielka chmura.

Czy są gdzieś miejsca piękniejsze,
łączące lasy, pagórki i morze…
Chciałbym je kiedyś zobaczyć,
dałbyś mi tą szansę mój Boże?.

Nuty niosą moje dawne wspomnienia,
duszą się krzykiem w ciemnej komorze.
Dźwięk ich nigdy się nie zmienia,
chociaż smuga łamie się w zatorze…

Codzienna wędrówka skrajem brzegu,
nadaje sens mojego istnienia.
Pozostaje ślad zarysu rzuconego…
i ta fala, co rzeczywistość zmienia.

Warszawa, dn. 18/19.01.2014
autor: Łukasz R. Kurosiński


POCZEKAJ, POCZEKAJ CHWILĘ...

Poczekaj, poczekaj chwile...
sześć gwiazd zgasło niezapalonych,
owe chwile uciekały jak motyle,
nie zostawiając śladu lat minionych...

Dobrze o tym wszystkim wiedział,
dając szansę, jednej nie zgasił - zapalił...
W pewnej chwili, gdy na tronie siedział
mając uśmiech na twarzy - zapłakał...

Gdybym to wiedział, gdybym to wiedział
- mówiąc, chodził po pustym niebie.
Długo na swoim tronie nie usiedział
płakał, płakał mając pretensje do siebie...

Gdy spadła na ziemię jego 43 łza,
wyszło Słońce, uśmiechając się gorąco.
Przepięknie zakwitły kolorowe bzy...
swym zapachem owładnęły go kojąco.

Nagle wstał, wyciągnął przed siebie ręce
z wszechświata wybrał tylko Ziemię.
Położył ją pod nóżki - dziecięce
mówiąc, twój los teraz odmienię...

Wygodnie na swym tronie siadł,
potężnym głosem zaryczało trąb wiele...
Nie pozwolę, by mi ktoś te dziecię skradł,
błękitną drogę przed nim ścielę...

Nigdy nie popłyną z ludzkich oczu łzy,
nie będę ranił wielu ludzi...
Mogę być na siebie bardzo zły,
gdy to zapalanie świec, mi się znudzi...

Teraz podnieś swe lico, ukochane dziecię moje,
i spójrz w oczy me głęboko...
Zobacz tą tajemnicę - owe trzy,
jest to potęga promieniująca bardzo szeroko!

Wstając z tronu, przytulił je mocno,
a później wziął je w swoje ramiona.
Słońce promieniami ogrzewało ich gorąco...
a twarz jego była niewzgardzona.

Idą już przez kolejny rok,
mijają doliny, udają się ku szczytom...
A z nimi idzie dobry los - krok w krok,
i ściele płatkami kwiatów - zaszczytom.

Tak będzie do końca twych dni - dziecię,
nie martw się, trzymają cię moje ramiona.
A kiedy nastanie noc na świecie,
zabiorę daleko twoja duszę, a ciało w spokoju skona...

Warszawa dn. 06.08.2000 r.
Autor: Łukasz R. Kurosiński


NOSTALGIA…

Kiedy zimą mam okazję być nad morzem,
i chłonąć przejmujące i ostre powietrze,
Widzę je w szarym trój wymiarze,
obsypywany jestem pocałunkami na wietrze…

Nie lękam się surowego powitania,
czuję, co chce mi powiedzieć…
Morze cieszy się z naszego spotkania,
nic więcej nie chce wiedzieć!!!

Podchodzę do brzegu, mrozem spowitego,
klękam na zimnych kamieniach…
Muskam rękami fal – odpływającego…
cichutko szepczę o swoich marzeniach.

Ten rok jest szczęśliwy dla mnie,
trzeci raz jestem przy morskiej toni.
Chociaż smutne są chmury na niebie,
nostalgia odżywa i jak fala fale goni…

Idę ulicami mojego rodzinnego miasta,
wszystko dookoła cieszy oczy moje.
Podziwiam, jak pięknie się rozrasta,
pragnę być z nim - we dwoje…

Los, co zwą go – łaskawy,
nakreślił rzeczywistość mego przeznaczenia…
Wypędził mnie daleko do Warszawy,
chociaż imienia Kochanki nie zmienia!!!

29.XII.1996 Gdynia Orłowo, godz. 23.20
Autor: Łukasz R. Kurosiński


POWRÓT DO …

Jak echo powraca pragnienie,
niesione wewnętrznym krzykiem…
Dotykać dawne kwiaty – marzenia,
raczyć się wonią i subtelnym dotykiem…

Stąpać boso po morskim piasku,
zatrzymywać swoje ślady przy każdej fali…
Chłonąć ostro bryzę o brzasku,
cieszyć oczy w morskiej dali…

Ja, Pomorzanin wspominam swoją ziemię,
błądząc po bezdrożach Mazowsza…
Słyszę wciąż jej wołanie,
nie jedna już dusza za nią poszła…

Ściemniały kamienie - porosły nalotem zieleni…
każda fala pcha się w ich szczelinę.
Toń wciąż niezmiennie się mieni…
próbując zmazać moją winę!!!

Teraz pieści mnie szum bezkresu zieleni…
próbując oszukać kochany szum fal.
Koi ból zapachem i słoneczka promieni…
głęboko w duszy czuję żal…

Mam tylko jedno w życiu pragnienie,
gdy je szeptałem – duch mój bladł.
Powrócić na swą macierzystą ziemię,
uwiecznić na brzegu - stopy swojej ślad!!!

13/14.08.2003 Warszawa Bielany, godz. 23:30
Autor: Łukasz R. Kurosiński


POWRÓT DO PIERWSZEGO…

Zimowa pierzynka otulała ziemię,
spóźnione słońce przebijało chmury.
Wtedy pierwszy raz usłyszałem Ciebie,
subtelny głos płynął z góry…

Otworzyłeś moje oczka w uśmiechu dnia,
przez chwilę słyszałem bicie serca matki…
Wstawiłeś w moje okno taflę mętnego szkła,
pozbawiłeś piękna zabawki…

Na ziemi nakreśliłeś moją drogę,
kazałeś iść szlakiem dni.
Pozwoliłeś, abym posmakował trwogi!
Dla osłodzenia dałeś kilka chwil…

Modlitwą swoją wołam cię Panie,
codziennie spływa różańca sznur.
Między konarami drzew moje szeptanie,
powiewem wiatru niesione do chmur…

Trzymałeś mnie za rękę,
wokół była mgła…
Skazywałeś czasem na udrękę,
gdy moja stopa z drogi schodziła…

Jaką nutę mam usłyszeć jeszcze?
Czyje echo w duszy gra?
Opadającej zasłony przeszły mnie dreszcze…
z ciemności dziki głos woła…

Potykając się na kocich łbach,
dobry wiatr w me plecy pchał.
Ramiona grzyw rozpylały piach…
a Twój parasol niewzruszenie stał!!!

Cóż mogę zrobić moja opatrzności?
aby tą wspaniałomyślność obrócić w hymn.
Dobroduszność przenikająca do białej kości,
A wokół subtelny kadzidła dym…

Już wiem, już wiem mój Przyjacielu,
promieniem słońca zakreśliłeś mój ślad!
Do tych szczytów dociera niewielu,
a jeszcze mniej jest z Tobą za Pan Brat…

A kiedy powiesz, że uklęknąć już czas,
Z radością przyjmę hojność Twą.
Podążę drogą w ciemny las…
Twoja opatrzność będzie mi ostoją!!!

Warszawa, wieczór, 23.07.2011r.
Łukasz R. Kurosiński